*** FABUŁA ***
Felix (Robert Mitchum), Jimy (Jack Lemmon) i czarnoskóry Jimmy Jean (Edric Connor) na niewielkiej łodzi szmuglują alkohol i rozmaitą kontrabandę po karaibskich wyspach. Felix to mężczyzna po przejściach uciekający od świata, młody Jimy - awanturnik zbuntowany przeciw zamożnemu ojcu. Pewnego dnia przyjmują zlecenie przewiezienia na odległą wyspę pięknej europejki Ireny (Rita Hayworth) - kobiety z przeszłością. Pasażerka rozpala skrywane uczucia obu mężczyzn i rozpoczyna się ich walka o kobietę, która podzieli przyjaciół. Po przybyciu na miejsce Jimy proponuje Irenie małżeństwo i wypływa na kolejny szlak przemytowy aby zarobić na ich nowe życie. Felix tymczasem zdradza władzom jego plany i odbija mu miłosną zdobycz. Jimy ściga oboje poprzysiągłszy zemstę. Przyjmuje pracę na transportowcu, na którym w wyniku wypadku zostaje uwięziony pod pokładem. Rozpoczynają się dramatyczne starania o uratowanie jego życia i jednocześnie odnalezienie ludzi z wtórymi był związany...
*** KONIEC FABUŁY ***
Zaczyna się świetnie! Hayworty, Mitchum et consortes... Wszyscy na małej łodzi. Wybuchowa mieszanka,
dobre tempo, kipiące uczucia i emocje, szalony taniec, szalona muzyka (dobra piosenka). Przez godzinę...
Potem akcja rwie się, przeskakuje w nieco niezrozumiały sposób. Zamiast kontynuacji wątku "trójkąta", pytania o miłość, zazdrość, przyjaźń, przeszłość, niebezpieczeństwo... mamy zupełnie nowy temat i kompletnie nowe postaci. Wybicie z rytmu i klimatu. Zamiast dramatu przygodowo-obyczajowego przyklejony film "katastroficzny". Napięcie miało zapewne rosnąć - tymczasem walka o życie uwięzionego marynarza nie specjalnie wciąga, nie specjalnie porywa, w zestawieniu z wcześniejszą częścią nieco nudzi; ot tak sobie... Bohaterowie i muzyka powracają na ostatnie kilka minut by znowu wzbudzić emocje i dramatyczne pytania a finał pozostawia wiele dwuznaczności.
Dobre role, choć przez tak skonstruowaną fabułę, aktorzy mają niewiele do zagrania.
Właściwie dobry film w świetnych klimatach Bogarta (Mieć i nie mieć, Afrykańska Królowa) czy Wellesa (Dama z Szanghaju) nie mówiąc już o Hayworth (Gilda) z zupełnie nieudaną wstawką w środku :-)
oglądałam wczoraj, akurat leciało na tv4. trafiłam na ten film przez przypadek, oczarował mnie początek i zaczęłam oglądać... scena tańca w karnawałowej scenerii była absolutnie niesamowita, wątek trójkąta też wspaniały, bohaterowie schematyczni, ale zagrani dobrze, zabawnie, przyciągali uwagę. potem stało się dokładnie to, co opisujesz... ;/ wybicie z rytmu... dziwaczne wprowadzenie nowych bohaterów, chociaż do tej pory praktycznie przylepieni byliśmy do głównej trójki. nie wiadomo co się dzieje;/ zniechęcona nie wytrwałam do końca, szczególnie że było już późno, ale kiedyś pewnie obejrzę końcówkę, żeby móc się w pełni wypowiedzieć na temat filmu:)
Zgadzam się co do przeskoku, również byłem zaskoczony. Wątek ratunkowy jednak mnie wciągnął podobnie jak pierwsza część filmu. Historia trójkąta jakby skierowana do obojga płci, natomiast dalsza część filmu z mnogością męskich charakterów które wywarły na mnie wrażenie bardziej niż sama akcja. Zachowanie kapitana, porucznika, marynarzy, lekarza, czy samego uwięzionego. Przyjaźń, oddanie, trochę patosu, dla mnie jako faceta mega.